środa, 28 września 2016

Dziś na blogu proponuję reportaż Anny Bogdanowicz z Polskiego Radia jakiego miałem okazję dwa lata temu zostać bohaterem. Traktuje on z grubsza o bogactwie jezykowym Podlasia i walce o jego przetrwanie.
 


czwartek, 22 września 2016

Moi drodzy parafianie. Polecam dziś waszej uwadzę mój długaśny reportaż z Sokólszczyzny. Chyba jeden z najlepszych tekstów jakie w życiu napisałem.

http://czasopis.pl/tam-gdzie-wciaz-trwa-wielkie-ksiestwo/



środa, 21 września 2016

Moje życie to od paru lat również Podlasie i jego wspaniałe gwary. Czas zatem na filmiki po podlasku dla funpage'a "Howorymo Po Swojomu"! Dziś pierwszy! Zaczynajemo!

wtorek, 20 września 2016

Jako się rzekło blog mstyrczula.blogspot.com w opisie posiada również wskazanie na swój przyszły lingwistyczny charakter. Zaczynam zatem z tłumaczenia piosenki czołowego serbskiego zespołu hip-hopowego Belgradzki Sydykat sprzed trzech lat. W przygotowaniu kolejne hity z Bałkanów. Zarówno te bardziej folkowe jak i słuchane przez młodzież rapy polityczno-społeczne. Pozdrav!

sobota, 17 września 2016

Film "Smoleńsk", który po licznych perturbacjach organizacynych swą premierę miał we wrześniu 2016 roku nie pozostawia obojętnym. Mnie również nie pozostawił toteż pozwoliłem sobie na dość solidną porcję komentarzy. Polecam!

piątek, 16 września 2016

Powracająca melodia przeszłości cz. 1

Wyobraźmy sobie następującą sytuację: żył sobie raz człowiek o bogatym wnętrzu, wielu znajomościach, wiedzy i z licznymi, niebanalnymi doświadczeniami. Nie zawsze było mu łatwo, bo też wyróżniał się od otoczenia. Wielokrotnie znajdował się na krawędzi upadku wskutek ulegania przeróżnym słabościom z których dominującą była przesadna awanturniczość i swada. Miał jednak wciąż oczy otwarte szeroko. Starał się rozumieć otaczający świat, interesował się nim i wiedział sporo o tym jakimi prawami się rządzi. Nade wszystko unikał zafiksowania na jednym tylko wycinku poznania. Pewnego dnia wskutek tragicznego zrządzenia losu człowiek ów stracił całą pamięć i wraz z tym wszystkie niematerialne bogactwa jakie przez lata zgromadził. Po latach, z wydatną pomocą innych i z nadludzkim trudem na nowo określił kim jest, czym się zajmował odnajdując również swe zapomniane imię. Zaczął wszystko od nowa, choć z czasem docierały doń skrawki pamięci o utraconym ja, utraconej pozycji i wiedzy. Z tych elementów sklejał coś na kształt swej własnej szczątkowej osobowości i pamięci. Nie wszystko się jednak udało. Pewne rysy, kontakty i zdolności utracono już bezpowrotnie. W moim najgłębszym odczuciu powyższy obraz odnosi się jako żywo do historii Rzeczypospolitej.

No właśnie. Do Rzeczypospolitej czy do Polski? Które z tych pojęć celniej określa dziś państwo w jakim żyjemy? Najjaśniejsza Republika? Serennissima? Res Publica? Rzecz Wspólna? A może jednak krótko: Polska. Jak na meczu: Polska, Polska, Polska! I tyle. Wystarczy. Bo też czy da się odtworzyć ciągłość gdy nić rwała się już dwukrotnie w 1795 i 1939? Ciekawości nigdy za wiele. Ciekawość przywiodła mnie też pewnego razu na wschodnie Podlasie. Najeździłem się już wtedy dosyć po Bałkanach, czy Europie Wschodniej szukając ni to egzotyki, ni to wielkiego świata i prawdy o „gorszej”, „nowej” Europie. Szukając Innego. Ten Inny był interesujący, ale jednak oparty już od wieków o odmienne doświadczenia, operujący inną skalą pojęć i tylko okresowo mający cokolwiek wspólnego z mą ojczyzną. Był za daleko mentalnie i fizycznie. Ale przecież z historii wiemy, że Inny był niegdyś za rogiem. Był obok nas. Żył z nami. Był w jednym i tym samym momencie i swój i obcy. Tylomaż festiwalami raczy się nas przecież co roku. Szalom Izrael! Dobry deń! Salam Alejkum! A my jak ten człowiek bez pamięci dziwujemy się, albo wzruszamy ramionami na jego wspomnienie. Stąd i wizyta przy białoruskiej granicy z października 2011 wiele we mnie zmieniła. To jeszcze była i jeszcze jest Polska. Powyższa partykuła nie jest tu przypadkowa i nie powinna być traktowana wyłącznie w sposób dosłowny. Bo czyż świadomość używania innego języka niż polski żyjąc w jej granicach nie rodzi w statystycznym Polaku zdziwienia? To anomalia. To odstępstwo od normy. To zagadka i zagrożenie jednocześnie. A ja chodziłem jak ten ślepiec jaki odnalazł dla samego siebie skrawek dawnego państwa. Dawnego ja. Mało tego. W sąsiedniej, podlaskiej gminie witały mnie napisy w alfabecie łacińskim i cyrylicy. Znów konsternacja i pytania...

Czy dziwić się można tylko pod wpływem tak oczywistych znaków? Otóż nie. Przypatrzmy się okolicy. Inny jawi się nam także poprzez swoje dziedzictwo. Jego samego może już nie być, ale działo jego rąk jest wciąż z nami. Są mury kamienic czynszowych, są zimne stopnie synagog, są pomniki. Niemi świadkowie wyrwani z kontekstu kulturowego. Trwający w nowych rolach muzeów, domów mieszkalnych albo po prostu obiektów zabytkowych którymi państwu wypada się opiekować z racji wieku i niemierzalnej wartości. To drugie z czym obcujemy i co widzimy. Czytamy czasem nawet napisy gdy nam się poszczęści. Jednak są chwile gdy już po prostu nie umiemy. Co mówi „5 miesiąca tiszri 5673 roku” na żydowskim cmentarzu, tuż obok Powązek? Jest jeszcze coś. To już nawet nie żywe osoby, nie materia, nie dotykalne, a duch, genius loci, odruchy, nawyki wszczepione przez wpływ Innego. To czystość ulic i podwórek poniemieckich powiatów, to łapówkarstwo i cwaniactwo Kongresówki, to obronny szowinizm dawnego pogranicza, albo przeciwnie – jego ambiwalentność i ulotność. Część z tych zwyczajów, systemów zachowań, kalek z dawnych czasów i zamierzchłych pojęć przechodzi dalej, część zamiera, a część w formie przetrwalnikowej obudzi się dopiero pod wpływem impulsu gdy zajdzie potrzeba. Czy wiemy o tym? Myślimy nad tym co nami powoduje? Zastanawiamy się w ogóle? Tyle młodych lat uczyliśmy się w szkole, że każdy z nas to „Polak mały”. Każdy lubi schabowego, cepeliowskiego krakowiaka, wódkę i hity Perfectu.

Kto ma szansę i ochotę by z tej jednowymiarowej Polski poznać swoje utracone w wielkiej katastrofie alter ego? Kto jest gotów by z dziesiątków znaków zapytania we własnej głowie wykoncypować zdanie twierdzące? Tylko ten kto się zatrzyma. Zatrzymanie samochodu, opuszczenie pociągu, odstawienie roweru – tylko to pozwoli nam zyskać przewagę nad każdym kto próbuje znaleźć odpowiedzi licząc zjeżdżone kilometry pożerając kolejne widoki cerkwi, pustych synagog albo kościołów ewangelickich. Warunkiem drugim jest wyrzucenie poza własną świadomość tego co nowe. Ten zalew supermarketów, banków, koncernów, sieci restauracji z kuchnią fushion. Obok tej zglobalizowanej tkanki jest inna. Ta która stanowiła o charakterze dawnego miejsca jeszcze przed ukonstytuowaniem się nowego porządku. Bo to wspomnienie po wielokulturowości jednak w nas tkwi. Ta pamięć o utraconym miewa przebitki. Zazwyczaj szlachetne, ładne, bardzo kolorowe. Utracony sen o wielkości. Mglistej, bezkształtnej bo już niemożliwej do przywołania w formie innej niż głęboko osadzona w swoich 100 lat późniejszych czasach kreacja literacka Sienkiewicza, czy Orzeszkowej. Przesycona romantyzmem, duchem mesjanizmu, a kto wie – może poniekąd i kolonializmu charakterystycznego dla zachodnich mocarstw gdzie Polak – katolik spełnia rolę nauczyciela i dobrotliwego pana równemu angielskim dżentelmenom z sawann Kenii, czy dżungli Birmy. Wszystko jest jasne i ostre. Świadomość narodowa również. Nie podlega dyskusji. Tym samym już od lat najmłodszych karmimy się obrazem zafałszowanym bo też nie uwzględniającym podwójnych, czy nawet potrójnych tożsamości oraz samej nieważności narodu wobec podziałów stanowych. Oczywiście – wiemy i o tym, ale nie one, a właśnie owa polskość jest punktem odniesienia.

Czy zatem może jeszcze dziwić chór oburzenia jaki towarzyszy każdej próbie przypisania postaci takich jak Adam Mickiewicz czy Mikołaj Kopernik innej nacji? Nie jest taki spór zresztą tylko naszym doświadczeniem. Podobnie wyglądają boje Białorusinów i Litwinów o spuściznę i symbolikę Wielkiego Księstwa Litewskiego, czy Bułgarów z Macedończykami o postać wspólnego bohatera bojów z Turkami - Goce Delczewa. W gruncie rzeczy to dopiero po zajęciu dogodnej pozycji obserwatora jesteśmy w stanie sobie uświadomić jałowość i dziecinność tego wyrywania sobie wielkich synów i córek narodów. No bo też co mówią one o ich uczestnikach? Czy aby nie obrazują strachu, że bez tych kilku, kilkunastu wielkich nazwisk naród jako taki jest co najwyżej zbiorem przeciętnych, a do tego bardzo do siebie podobnych chłopów? Wyniesionym do rangi suwerena w wieku XIX i XX, a dziś traktujących swą pozycję jako stan naturalny dawnych zabiedzonych rolników, drobnych miejskich ciułaczy i prowincjonalnych dorobkiewiczów?

Sytuacja jest tym trudniejsza, że nowym bohaterom naszych czasów często brak podobnego startu i dobrnięcia do miana wielkości w aurze miru i ogólnego szacunku dla ich dokonań. Dzieje się tak dlatego, że wyedukowane społeczeństwa podejrzliwie zerkają na świętość już obecnych na cokołach, a co dopiero tych chcących nań wstąpić. Taki bohater in spe po drodze musi sprostać krytyce adwersarzy nie tylko osobistych, ale zostać prześwietlonym ze wszystkich stron przez prawie każdego. Bo też każdy ma dziś możliwość, a chęć równie wielu do konstruowania tego panteonu i wyrażania swojej opinii na jego temat. Nim ten czy ów ulegnie ubrązowieniu po drodze wywróci się sam, bądź wywrócą jego. Stąd też ławka na której siedzą herosi narodu nie ulega w naszych czasach znaczącemu przedłużeniu i oddawać już na niej zasiedziałych innym rzecz niepodobna. Wiedząc to burza o Kopernika czy Kościuszkę nabiera sensu. Czym naród pewniejszy swej własnej wartości i siły tym bardziej skory godzić się ze złożonością spraw i z bezsensem prowadzenia dyskusji bez samych zainteresowanych. A ich nie pytał i nie będzie pytać nikt. Warto pochylać się nad problemem samoidentyfikacji narodowych coraz częściej, bo też historia zatacza koło i Europa współczesna na powrót zaczyna mierzyć się z mieszaniem krwi. Już nawet nie tylko w formie przypominającej dawne koligacje europejskich rodów książęcych i królewskich, ale wręcz wszechświatowy misz-masz wynikający ze zmiany sytuacji demograficznej kontynentu. Gdy dodamy to tego nabieranie wiatru w żagle przez regionalizmy i autonomistów wszelkiej maści wyświetla się nam jakiś łącznik między Europą późnego średniowiecza a obecnymi realiami świata wyrosłego z powojennego ładu opartego na prawach człowieka, a przede wszystkim wolności i równości jego obywateli.

Na zdjęciach miejsce-symbol transtożsamości: dom i muzeum Adama Mickiewicza w Nowogródku odwiedzone przeze mnie w 2011 roku.

wtorek, 13 września 2016

Blog dopiero startuje, ale za to od swej bardzo wczesnej młodości pędzi pełną parą. ;) Dziś polecam uwadzę czytelników i widzów recenzję książki "Wypędzanie ducha Hitlera". Lektura to arcyciekawa, a dlaczego - postarałem się wyjaśnić w poniższym filmie. Mam nadzieję, że udanie. Zachęcam do słuchania.




niedziela, 11 września 2016

Na poniższej stronie umieściłem pewne godło. Symbol szlachetnego zrywu naszych pradziadów. Chodzi mianowicie o godło powstania styczniowego (orzeł, pogoń, archanioł Michał). Skąd i dlaczego akurat z tą symboliką ustanowioną na krótko dla odnowy RP w 1863 r. się utożsamiam? Postarałem się to wyjaśnić w krótkim filmie.


Parę słów tytułem wstępu

O czym będzie to blog? Cóż, chyba łatwiej powiedzieć o czym NIE będzie. Jeżeli ktoś z potencjalnych czytelników spodziewa się tu jasnych deklaracji, ideologicznego zacięcia, brnięcia w jałowe spory historyczne, czy autorytatywnych sądów to raczej tego nie znajdzie. Jestem człowiekiem wątpiącym i zadającym pytania, ale nie nihilistą. Uciekam od szufladkowania co nie znaczy, że nie mam swojego zdania. Interesują mnie procesy historyczne i ludzkie losy, ale staram się widzieć w nich pewne uniwersalne, powtarzalne prawdy, zamiast ogłaszać końce światów. Blog ten będzie więc zbiorem mych własnych przemyśleń natury socjologicznej, komentarzem do mniej lub bardziej znanych wydarzeń historycznych, aktualności ze świata polityki, ale nade wszystko bramą do świata mych pasji. Są one różnorakie, ale znowuż tyczą się przede wszystkim oddechu żywą historią. To międzypokoleniowa pamięć przekazywanych nam słów (a zatem lingwistyka), dawna architektura, numizmatyka, a ponad tym bliższe i dalsze podróże. Podróże z perspektywy poboczy, tylko chwilami ocierające się o centra globalizującej się planety. Będzie to zatem blog mało mainstreamowy, ale własnie taki ma on być. W natłoku informacji, których żywotność trwa tyle ile ich poczesne miejsce na portalach wielkich stacji i gazet tu będzie można się zatrzymać i popatrzeć szerzej na naturę rzeczy.

Niech pierwszą ilustracją stanie się stara kamienica z warszawskiej Pragi. W niej zawiera się wiele z nastroju jaki tu zapanuje. Była świadkiem ogromu przeobrażeń kiedy to u progu wojen światowych Polacy zostawili za sobą małe ojczyzny i ruszyli na trakty prowadzące do lepszego życia. Widziała rozkwit robotnicznej okolicy skutkujący jej przeludnieniem, wojenne przemarsze, stagnację komuny i pogardę kapitalizmu. Dziś jest cieniem samej siebie, a jej mieszkańcy są cieniem dawnych Prażan. To o tym mniej znanym świecie będzie to opowieść. Tym tuż obok, w mej rodzinnej Warszawie, tym 200 km stąd, jak i tym znajdującym się kilometrów 2000.