Regionalizmy
spotykane jak Polska długa i szeroka wzbudzają różne uczucia. Raz
zainteresowanie lingwistów, raz dumę ich użytkowników, a raz rozbawienie całej
Polski. Łączą w sobie archaiczne pojęcia, nierzadko zabawne zbitki sylab, a
także nieoczekiwane skojarzenia. Ślązaków poznamy po ich „godce” i potakującym
„ja”, górali podhalańskich po zwykle błędnie naśladowanym w mass mediach
mazurzeniu, natomiast śledzi (Białystok i okolice) po niecodziennym
użyciu przyimka „dla”. „Dać dla kogoś”, „powiedzieć dla nich”, „zarzucić dla
niej”.
Zbyt często jednak
poprzestajemy na prostej obserwacji faktu mówiąc: tak jest, tak tutaj mówią, ot
gwara, dialekt i wsio. Warto jednak zadawać pytania i szukać odpowiedzi jeśli
jakieś zjawisko jest dla nas niejasne. Wiele razy niepotrzebnie towarzyszy temu
wyszydzanie inności i następujący po tym wstyd użytkowników. Regionalizmy są
piękne i spotykane są w całym świecie. Jeżeli coś nie jest oczywistym błędem,
niechlujstwem językowym, a wręcz mówi się to z zaznaczeniem własnej odrębności
to świadczy tylko o świadomości własnego miejsca na ziemi i jego osobliwości.
Dlaczego więc przyimek „dla” z
dopełniaczem zamiast celownika jest tak typowy dla województwa podlaskiego?
Przede wszystkim należy tu uwzględnić rubieże językowe. Granica Polski
przeważnie bywa również granicą polskiego osadnictwa i języka. Tak przyjęto
uważać, ale w przypadku wschodnich Kresów nie jest to zasadne nawet dziś. Ostatnie
zwarte skupiska zasiedlone przez ludność polskojęzyczną w dawnych wiekach znajdowały
się zarówno na zachód od obecnej granicy politycznej (jak w powiecie
bielsko-podlaskim - w jego zachodnich gminach), ale i daleko za wschód od niej
(jak na przedwojennym Wołyniu, czy Podolu). Większość tych niuansów i
etniczno-językowych przekładańców Kresów zniszczyła wojna. Nie wszędzie jednak.
Etniczno-językowa struktura Podlasia w mniejszym, bądź większym stopniu
przetrwała. W zachodnich rejonach województwa zamieszkiwała ludność polska, w
powiatach przygranicznych dziś już niemal do końca spolonizowana ludność ruska
(białoruska/ukraińska) zaś na Suwalszczyźnie litewska. Tam gdzie inne narody
tam – rzecz oczywista - inne języki.
I tak w języku litewskim odpowiedzi na pytania z trzeciego przypadka udzielamy bez odpowiednika słowa „dla” ponieważ taki odpowiednik najzwyczajniej nie istnieje. W językach wschodniosłowiańskich korzystamy zaś ze wskazanego przyimka w innych sytuacjach, rzadziej. Najwłaściwsza hipoteza powstania zjawiska zakłada ciężenie do odpodobnienia się języków. Polega to mniej więcej na tym, że prości ludzie interpretowali różnice językowe na zasadzie przeciwieństwa. Jeżeli we wschodniosłowiańskich gwarach użycie „dla” jest znikome, a w polszczyźnie szeroko spotykane to znaczy, że należy go używać wszędzie. W myśl takiego poglądu powiedzenie „dla mnie podoba się ta piosenka” jest hiperpoprawne ponieważ polonizuje ukraińskie i białoruskie meni podobajetsja / mianie podobajecca. Ponieważ ludność województw Świętokrzyskiego, czy Kujawsko-Pomorskiego nie miała od kogo się odpodabniać to proces ten nie zaszedł tam w ogóle. Promieniował za to w okolicy dawnych granic językowych stąd formę z "dla" spotykamy na zwartym pasie obejmującym część warmińsko-mazurskiego, woj. podlaskie oraz Podlasie południowe (dziś część woj. lubelskiego)
Raz wykształcona postawa powracała w następnych pokoleniach, a dziś jest już tak oczywista, że choćby młode pokolenie Podlaszuków nie znało, ani jednego wyrażenia z mowy dziadów tak „dać dla niego” trwa jak przedwieczne dęby. Zarówno wśród katolików jak i prawosławnych. Podobnie jest z melodyką języka. Często przywołując za „Samymi Swoimi” ludzi z Kresów parodiujemy zaciąganie, bądź wyrzucamy zaimek „się” na koniec zdania. „Mieliśmy okazję zapoznać się”, „Jemu to dobre wydaje się”, „Dopiero położyliśmy się”. Dokładnie tak mówią dziś Polacy z Kazachstanu, Polacy z Wołynia, Ukraińcy jacy nauczyli się polskiego jeszcze przed wojną oraz starsze pokolenia Podlaszuków. Jest wspólny powód - wszyscy żyli w towarzystwie języków wschodniosłowiańskich. Brzmiały w ich rodzinnych miejscowościach, bądź nawet w rodzinnym domu. Ta miękkość głosek i szyk zdań trwały mimo stopniowego przechodzenia na literacką polszczyznę. Ceńmy więc to co zastane i nie wyśmiewajmy bo też wielu z nas szydzi w tym sposób nieświadomie z własnych korzeni.